Tegoroczna wyprawa do Włoch dostarczyła mi wielu nieoczekiwanych wrażeń ogrodniczych związanych nie tylko z podziwianiem ogrodów willi Medyceuszy,           o czym napiszę innym razem, ale także z ogromem toskańskiego szkółkarstwa.       To bowiem oznacza użyte przeze  mnie słowo vivaismo.

Oto na obszarze około 7 000 hektarów w okolicy Pistoii znajdują się gigantyczne uprawy  krzewów i drzewek. Wzdłuż autostrady i dróg krajowych stoją równe szeregi sadzonek w różnym wieku. Od niewielkich siewek hodowanych pod osłonami po stare olbrzymie drzewa oliwne w gigantycznych donicach. Jeśli ktoś chce  uzyskać wiekowy gaj oliwny w nowym ogrodzie to jest to możliwe.

Ciekawą grupę roślin stanowią formowane w różne kształty iglaki – od drzewek przypominających strzyżenie pudelka po spiralne formy wysokości kilku metrów. Są także plantacje róż, wisterii i drzewek owocowych.

Wszystkie drzewka są nawadniane, najczęściej kroplowo. Łagodny klimat doliny sprzyja wegetacji, co sprawiło że szkółkarstwo rozwija się tu od końca XIX wieku. Dzisiaj wielkie szkółki eksportują rośliny do wielu krajów oraz zaopatrują punkty sprzedaży w innych rejonach Włoch. Tylko pojedyńcze firmy prowadzą detaliczną sprzedaż roślin na miejscu. Także trzeba pamiętać o co najmniej 3 godzinnej południowej przerwie w pracy. Nie jest łatwo zrobić zakupy. Mnie się  to udało tylko w jednej szkółce.

Z przyczyn technicznych ( brak ciężarówki) odpadały zakupy oliwek czy iglaków. Ale szukałam niewielkiego okazu laura (wawrzynu szlachetnego), który łatwo da się przewieźć do Polski. I znalazłam, tyle że najmniejszy miał 1 metr wysokości. Kosztował 5 euro. Nie wiem czy zmieści się na oknie kuchennym, chyba że część liści posłuży do celów kulinarnych. W końcu świeże zioła są najlepsze.