Lato, które nadeszło po chłodnej wiośnie, przyniosło gorące i słoneczne dni , czyli idealna pogodę do dojrzewania pomidorów. Pomidory malinowe i czerwone, nie tak oryginalne jak odmiany zielone czy czarne, są niezastąpione w produkcji domowych przetworów.
Moje pomidory malinowe
Pomidory malinowe maja swój specyficzny słodki, delikatny smak. Wśród uprawianych przez mnie odmian są głównie polskie odmiany takie jak : Malinowy olbrzym, Malinowy retro, Malinowy warszawski, Zorza toruńska ( nadaje się do szklarni), Malinowy prezes, Rodeo ( sercowaty), Malinowy bosman ( w typie limy) czy wreszcie cherry Malinowy smaczek.
Moje pomidory czerwone
Także tutaj podstawa są raczej stare odmiany jak Atlas czy Moneymaker, ale także odmiany z grupy Crimson : Crush, Blush, Plum i Cherry, Olena Ukrainian, Tutti Frutti produkujący setki większych pomidorków cherry, Ponderosa red, Mountain Magic.
Jak widać nie ma wśród nich typowych odmian typowo przetwórczych jak lima – wynika to z faktu wykorzystywania pomidorów malinowych i czerwonych nie tylko do przetworów. Początkowo, w miarę dojrzewania pierwszych owoców, są spożywane na świeżo. Dopiero później, podczas pełni owocowania innych odmian, trafiają do słoików.
Domowa przetwórnia
W lata urodzajne jak np. 2019, moja kuchnia zamienia się w kombinat. Zrywane po 10 kg pomidory trzeba szybko przerobić. Początkowo sparzałam i obierałam każdy pomidor ze skórki. Trwało to bardzo długo przy takich ilościach owoców. Potem wykrawałam środki, zielone piętki. W dwóch dużych garnkach pomidory gotowały się tak długo, aż zmiękły i część wody odparowała. Trwało to różnie – w zależności od moje cierpliwości – do 8 godzin w przypadki przecieru, dwa dni gdy chodzi o keczup. Potem pomidorową pulpę trzeba było przetrzeć przez sito i przecier trafiał do słoików, a keczup odparowywał dalej.
I może dalej by tak było, gdyby nie pomysł koleżanki z pracy – kup przecierak do pomidorów, to znacznie ułatwia pracę. Przegląd sklepów internetowych ujawnił różne wersje przecieraków – od prostych plastikowych po bardziej solidne metalowe, niestety w większości chińskie. Na szczęście znalazłam włoski, metalowy przecierak Gulliver i na niego się zdecydowałam. W końcu Italia słynie z pomidorowych sosów, więc chyba przecieraki też potrafią wyprodukować. I tak od 3 lat nie obieram już pomidorów ze skórki, co skraca przygotowanie o godzinę.
Samo przecieranie z pomocą Gullivera też przebiega sprawnie – pestki i skórki trafiają do jednej miseczki, przecier do drugiej. Część przecieru czasem trafi na blat kuchenny lub pryśnie na okno, nie jest to czysta robota. W taki właśnie sposób w tym średnim pomidorowym roku powstały już liczne słoiki przecieru, keczupu i sosu pomidorowo-paprykowego.
A sezon przetwórczy, także pomidorowy, nadal trwa, wiec przecierak się jeszcze przyda. Potem powędruje w pudle do piwnicy i tam będzie czekał na kolejny, miejmy nadzieję, pomidorowy rok.
Dodaj komentarz