Dawno temu, kiedy byłam dzieckiem, pod nasz dom zajechała fura świeżego, śmierdzącego obornika i zrzuciła swoją zawartość pod furtką. Mój dziadek, ogrodnik z zamiłowania a nie z zawodu, ładował obornik na taczki i zawoził na warzywne grządki. Następnie cenny nawóz został przekopany, zapach znikał, a w kolejnym sezonie plony były obfite. Dzisiaj nawożenie obornikiem miejskich ogrodów wygląda trochę inaczej i jest dużo łatwiejsze.